Solaris
Ciepłe morze i niekończące się lato. Darmowe jedzenie, długowieczność i nieskrępowany seks. A na deser zbiorowa świadomość i halucynacje. Zagubiona kolonia japońskich hipisów gdzieś na Pacyfiku?
Nic z tych rzeczy. To krótka charakterystyka Wielkiej Rafy Koralowej leżącej u północno-wschodnich wybrzeży Australii. Największej i najstarszej komuny żyjących istot na Ziemi. Naprawdę wielkiej, bo liczącej ponad 2300 km, jedynej zwierzęcej struktury widzialnej z kosmosu. I naprawdę starej, jej historia liczona jest w geologicznej skali dziesiątków milionów lat, z koralowcami rodzaju Leiopathes żyjącymi po 4200 lat.
Do powszechnej świadomości Wielką Rafę Koralową wprowadził James Cook. W trakcie swojej pierwszej wyprawy dookoła świata na pokładzie His Majesty’s Bark „Endeavour”, 11 czerwca 1770 roku po prostu wpłynął na mieliznę. Spojrzał pod nogi, a właściwie pod wodę, i ją odkrył. Nie bardzo wiedział co, ale odkrył i zapisał się. W dzienniku pokładowym. A na pamiątkę niefartu pobliski, australijski przylądek nazwał Cape Tribulation. I tu rzeczywiście zaczęły się kłopoty. Dla rafy rzecz jasna. Niedługo potem, jakieś 200 lat później, biolodzy, nurkowie, płetwonurkowie, prawnicy i stomatolodzy na wczasach zaczęli ją gromadnie nagabywać. 28 milionów lat spokoju, a tu proszę: zbiorowa inwigilacja, odłupywanie i straszenie żyjących w ścisłej zależności korali, glonów, polipów, ukwiałów, ryb, żółwi, waleni i krylu. Dlatego rafa zaczęła się zmieniać, a jej zbiorowa świadomość działać. I tu pojawia się pewna teoria: jeśli taki koralozwierz żyje kilka tysięcy lat i główkuje z kumplami, a niektóre z jego 350 gatunków nawet wyglądają jak mózgi, to taka drużyna nerdów musiała coś wykombinować. I na pewno próbuje zahakować wrogi system. Czyli nas, „człowieków”.
Analizując ul i życie pszczół, Maurice Maeter-linck pisał w 1901 roku o „śladzie prawdziwej inteligencji”. Zafascynowany doskonałą społeczną strukturą i skutecznością działania tych owadów uważał, że dzięki temu, jako ludzie i istoty myślące, możemy się czuć mniej samotni. Sęk w tym, że my nie potrzebujemy towarzystwa. A tym bardziej konkurencji. Przez ostatnie 100 lat z okładem wiele zmieniło się w naszym postrzeganiu świata i Wszechświata. Jednak nadal pozostajemy mistrzami zbiorowej iluzji. Wciąż zakładamy, że Ziemia jest wyjątkowa. A na niej absolutnie wyjątkowi są ludzie. Niby wiemy, że jesteśmy jakimś tam paproszkiem w kosmosie. Ogarniamy, że Układ Słoneczny to dalekie peryferia Drogi Mlecznej, a nasza galaktyka leży na zadupiu znanego nam uniwersum. Ale i tak wszystkimi zwojami ludzkości kombinujemy, jakby to zrelatywizować. Wszechświaty równoległe, bąblujące wymiary, mosty Einsteina-Rosena, zaginająca się czasoprzestrzeń. Wszystko, żeby tylko dowieść, że jednak mieszkamy w centrum, i że jesteśmy najfajniejsi w okolicy. Albo przynajmniej jednymi z tych bardziej.
Maeterlinck w zbiorowej inteligencji pszczół, mrówek, termitów i roślin rozpoznał równoprawnych partnerów. Upatrywał w tej analogii drogi do naturalnego połączenia przyrody z cywilizacją ludzi. Nie wziął jednak pod uwagę, że homo sapiens to gatunek narcystyczny i destrukcyjny. Że „świat to za mało”, a nasz zbiorowy popęd śmierci zagraża całej planecie. Na szczęście taka np. Wielka Rafa Koralowa to wrażliwy, złożony i bardzo dojrzały ekosystem. Jeden z najstarszych na Ziemi. Z pewnością ma też swoje obronne know-how i koneksje. Osobiście wierzę w koncepcję myślącego oceanu Stanisława Lema – istoty zbiorowej, złożonej z zyliardów organizmów o kolektywnej świadomości. Ekosystem raf koralowych jest być może jego wersją. Naszą, a jednak obcą inteligencją, z którą, jak w „Solaris”, nie możemy się porozumieć. Podobnie sprawa wygląda z roślinami na lądach. Istnieje teoria, że duże skupiska drzew, które, co udowodniono, komunikują się ze sobą i ostrzegają przed szkodnikami, wykryły człowieka jako patogen. I zaczęły się bronić. Jak? Emitując więcej niż zwykle związków węgla do atmosfery. W długiej perspektywie daje to efekt globalnego ocieplenia, zmian klimatu i zagłady ludzi. Szach mat.
Od początku lat 80. XX wieku rozpoczęły się cykle bielenia Wielkiej Rafy Koralowej, powtarzające się w różnych sekwencjach. Tak jak pszczoła w desperacji żądli i ginie, tak koralowce umierają, wysyłając swoje SOS. Zmieniając kolor co kilka, kilkanaście lat, nadają w kosmos wiadomość. Czekają. Do pełnej destrukcji rafy zostało podobno mniej niż 100 lat. Zdążą?
Przemysław Jędrowski,
z wykształcenia technik leśnik i historyk sztuki. W praktyce najemnik i miłośnik słowa: komercyjnie tworzy komunikacje marek i jeszcze więcej o nich mówi. Komentuje sztukę nowoczesną i dawną. Czasami rozmawia z artystami, których lubi i którzy jeszcze żyją. Coś pisze o przyrodzie. Czyta dużo i różnie. A najchętniej żegluje jak najdalej, nie mówiąc nic.